Ilana Szlachter i Bella Lerman

Ilana Szlachter i Bella Lerman

Chaja Sura (Ilana) Szlachter urodziła się 29 sierpnia 1918 roku. W rodzinnym domu mówiono po polsku i po żydowsku. Jej matka Estera pochodziła z oddalonej o 20 kilometrów od Płocka wsi. Była piękną kobietą o kruczoczarnych włosach i migdałowych oczach – nazywano ją „piękną Ester”. Ojciec Chaim Szymon pracował jako malarz maszyn żniwnych w fabryce Izydora Sarny, później jako malarz pokojowy. Chaja Sura od 12 roku życia pomagała ojcu w pracy – dźwigała drabinę, wiadra z farbą, malowała rozety na sufitach i szyldziki na chłopskie wozy. Rodzina Szlachterów mieszkała przy Szerokiej 22, a przed samym wybuchem II wojny światowej – przy Synagogalnej 8. Chaja Sura uczęszczała do przedszkola-ochronki dla dzieci byłych żołnierzy, następnie przedszkola prowadzonego przez Michaelę Hazan z domu Baran. Edukację kontynuowała w Szkole Powszechnej numer 8 dla dzieci żydowskich, następnie Gimnazjum im. Hetmanowej Reginy Żółkiewskiej. W parku przyszkolnym mieścił się duży staw, pokryty zimą grubą warstwą lodu – Chaja Sura dwa razy w tygodniu jeździła na łyżwach z innymi koleżankami. Należała do Młodzieży Komunistycznej i MOPR-u, pisała wiersze. Po ukończeniu gimnazjum (w maju 1938 roku) uczęszczała do Pedagogium im. Konarskiego w Warszawie.

W pierwszych dniach II wojny światowej jej rodzina postanowiła opuścić Płock i ewakuować się do Gąbina. Tu znaleźli schronienie u starszego mężczyzny, potem jednak miasteczko zostało zbombardowane (zginął m.in. stryj Chaji Sury – Eliasz Szlachter). Z Gąbina powędrowali do Gostynina, stamtąd zawrócili do Płocka. Kilka dni spędzili nad brzegiem Wisły czekając na prom (most w tym czasie był już zbombardowany).

Wspomnienia:

W ciągu kilkunastu dni zmieniło się oblicze miasta. Zaczęły się łapanki, bicie, obcinanie bród. Niemcy pobili mego ojca, jak szedł z dwoma wiadrami wody do domu. Mnie zapędzili do pracy w kuchni gestapo, do obierania kartofli. Pod koniec września opuściłam Płock.

Chaja Sura udała się do Swisłoczy, gdzie mieszkał jej stryj Meir Szlachter. Postanowiła jednak wrócić do Płocka po rodziców i rodzeństwo:

W Płocku była łapanka. Bocznymi ulicami zaszłam do domu. Spotykani ludzie witali mnie jak bohaterkę, a mama rozpłakała się i nie mogła się uspokoić. I wszyscy nade mną płakali. Była przyczyna: moje włosy koloru dojrzałych kasztanów podzielone były dwoma kilkucentymetrowymi siwymi pasmami.

20 listopada Chaja Sura z rodziną i narzeczonym opuściła Płock i udała się do Swisłoczy. Otrzymała pracę w osadzie Hniezno koło Wołkowyska jako nauczycielka. Zapisała się na Uniwersytet w Wilnie, naukę miała rozpocząć jesienią 1940 roku. 30 czerwca 1940 roku wraz z innymi nauczycielami szkoły została zabrana na dworzec kolejowy do Wołkowyska. Przez Wołkowysk, Słonim, Baranowicze, Mińsk, Orszę, Smoleńsk, Moskwę, Jarosławl, Wołogdę, Toćmę i Uściug, dotarła na posiołek, lesopunkt im. Thaellmanna. Pracowała przy ścinaniu sosen, zdejmowaniu kory, później przy spalaniu gałęzi. Na posiołku panował głód i tyfus. Chleb był na kartki, raz dziennie przysługiwała jej porcja kaszy perłowej. Miejsce to opuściła wraz z mężem jesienią 1941 roku. Zamieszkali w kołchozie „Awangard” nad brzegiem Suchony. Chaja Sura codziennie chodziła przez zamarzniętą rzekę do miasteczka Niuksienica, gdzie mieścił się Dom Kultury i bogato zaopatrzona biblioteka. W styczniu 1942 roku otrzymała wraz z mężem skierowanie do Polskiej Armii.

Więc w drogę. 2 bochenki chleba za sprzedaną poduszkę, toporek i saganek – nasz bagaż. 280 km do Kotłasu pieszo – 7 dni, 40 km dziennie. […] Z Kotłasu droga do armii. Podróż trwała 6 tygodni. Nasz wagon – tiepłuszka napełniony do pęknięcia szwów […] Pociąg przystawał co godzinę, dwie, na odpoczynek. Nigdy nie wiadomo było, kiedy i gdzie będziemy. Jedziemy przez Kirow, przez Świerdłowsk, Azbest, Czkałow – do Arysi. Tu powiadomiono nas, że wojska w Buzeluku już nie ma i skierowano nas wszystkich do Republiki Taszkienckiej. I znów szlak: Guzar, Kermine, Kenimech…

Męża Chaji Sury przyjęto do wojska, a ją posłano do Jange Julu, 80 km od miasta Guzar.

Ratowały nas żółwie. Byłam specjalistką w znajdowaniu ich, a Stefcia przyrządzała z nich doskonałą zupę. Mogło nam się zdawać, że jesteśmy w Paryżu. Początkowo jadłyśmy żółwie mięso z obrzydzeniem, a potem ze smakiem. Do wszystkiego można się przyzwyczaić, tylko nie do głodu. […] Któregoś dnia polując na żółwie przypadkowo znalazłyśmy się koło zdewastowanego pałacyku. Jedna z sal od wysokości jakichś 2 metrów wzwyż wytapetowana była materiałem. Ładne, wzorzyste szaro-czarne obicie płócienne. […] Ogołociłyśmy ściany, wyprały materiał, oczyściły z kawałków wapna i uszyły dla każdej z nas suknię, po 2 spódnice i bluzki. […] Jak nam teraz było dobrze!

Chaja Sura wyjechała z Rosji do Iranu, a stamtąd do Pakistanu i Palestyny. W tym czasie jej mąż był w Italii (został ranny pod Monte Cassino). Chaja Sura została zakwaterowana w Beth Hechalutzot, dostałą pracę w fabryce „Haargaz”, potem w fabryce zębów sztucznych w Nachlath-Icchak. Jesienią 1944 roku przyjechał z Italii jej mąż. Przez pewien czas pracowali w kibucu Szafaim. W 1945 roku jej mąż podjął decyzję o powrocie do Polski. W Polsce po wojnie mieszkała przez 12 lat, początkowo w Płocku, gdzie pracowała w półinternacie żydowskim. Z Polski wyjechała 22 lipca 1957 roku.

(Na podstawie wspomnień Ilany Szlachter (Wojtkowskiej) zatytułowane „Zwykłe życie”, Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego nr 1/2 z 1998 roku, s. 106-116)

Bella Lerman urodziła się 20 maja 1917 roku w Płocku. Ukończyła 7-klasową szkołę powszechną dla dzieci żydowskich. Po wybuchu wojny jej rodzina postanowiła przedostać się do Lwowa, gdzie przebywała do wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej w 1941 roku. 18 września tego roku gubernator galicyjski Karl Lasch wydał decyzję o utworzeniu dzielnicy żydowskiej (inne źródła podają daty 7 września, 8 października lub 8 listopada). Żydzi mieli przenieść się do getta do 15 grudnia 1941 roku.

Bella Lerman:

W grudniu 1941 roku musieliśmy opuścić nasze mieszkanie, przeprowadziliśmy się do dzielnicy żydowskiej na ulicy Rappaporta 17. W marcu 1942 roku gestapo zrobiło u nas gruntowną rewizję (rewizje takie w tym czasie przeprowadzali oni stale we wszystkich żydowskich mieszkaniach), przewrócili całe mieszkanie do góry nogami, a kobietom kazali skakać do góry z rozkraczonymi nogami i rozpostartymi rękoma pewno sądząc, że w ten sposób znajdą u nas drogocenne ukryte przedmioty.

W marcu 1942 roku miała miejsce akcja deportacyjna w getcie. W jej wyniku około 15 000 osób straciło życie w obozie zagłady w Bełżcu.

Bella Lerman:

W marcu odbyła się pierwsza wielka akcja na Żydów. Moi przybrani rodzice posiadali zaświadczenia, które chroniły przed wysiedleniem. Ja nie miałam niczego, musiałam się ukrywać w piwnicy. Któregoś dnia słyszałam, jak Niemcy przeszukują sąsiednią piwnicę. Postanowiłam wyjść z domu. Tam udawać, że pracuję. Był to szczęśliwy pomysł, gdyż Niemcy zabrali wszystkich ukrywających się w piwnicy, do mieszkania jakoś nie przyszli. Marcowa akcja kosztowała wiele ofiar i trwała około tygodnia.

Kolejna akcja została przeprowadzona 24 czerwca tego roku. Zginęło wówczas od 5000 do 8000 osób.

Bella Lerman:

W czerwcu pewnej środy wybuchła w południe niespodzianie akcja. Nie przeczuwając niczego poszłam na Kleparów po zupę dla nas, gdyż żyliśmy w bardzo ciężkich warunkach. W drodze zatrzymał mnie milicjant ukraiński i zażądał poświadczenia pracy. Moje zaświadczenie jakoś nie przypadło mu do gustu […]. Kiedy legitymował inną kobietę z dzieckiem udało mi się zbiec i to mnie uratowało, gdyż zabrani w tej akcji zostali zabici w obozie janowskim.

W dniach 10-29 sierpnia 1942 roku odbyła się tzw. “Wielka Akcja”.

Bella Lerman:

Akcja wybuchła z 9 na 10 sierpnia 1942 roku. 14 sierpnia przyszli SS-owcy i Ukraińcy do naszego domu. Brat mój nie zdążył już się ukryć. Skrytkę SS-owcy rozbili i znaleźli mnie. SS-owcy zbili mnie pałką i zapędzili na podwórze, było prócz mnie tutaj już kilka osób. Była godzina 7 wieczorem. Zaprowadzili nas na posterunek milicji ukraińskiej. Tam panował zamęt, krzyk, płacz i rozpacz. Załadowali nas na lory tramwajowe i zawieźli do obozu janowskiego. Tam odbywała się segregacja. Matki z małymi dziećmi odstawiono wraz ze starcami, osobno chłopcy od lat 14 i mężczyźni i osobno pracujący. Jakiś Obersturmführer kazał tym, którzy pracują, wylegitymować się. W kieszeni mego płaszcza znalazłam przepustkę uprawniającą do chodzenia po mieście. Kiedy SS-owiec ujrzał stempel firmy Schwartz odstawił mnie z grupą młodych dziewcząt za druty. Były tam już inne młode kobiety. […] Siedziałyśmy i obserwowałyśmy wielotysięczny tłum z tamtej strony drutów. Działy się tam dantejskie sceny. […] Matki podrzucały do nas dzieci, inne znowu kobiety zostawiały dzieci i czołgając się starały przedostać się poprzez druty. Reflektor oświetlał tamtą stronę. Była ciągła strzelanina. Gdy się kto z tamtej strony podniósł natychmiast doń strzelano. Słychać było płacz, jęki rannych, przekleństwa żołnierzy, krzyki. SS-owcy bili pejczami i kolbami. Ciągle przyprowadzano nowych ludzi. […] Na końcu przyszli do nas. Jeszcze raz nas wylegitymowali. Kazali nam ustawić się i milicja żydowska wyprowadziła nas. […] Po powrocie do domu nie zastałam nikogo z rodziny, wszyscy zostali zabrani.

Bella postanowiła uciec z getta, przez dwa tygodnie tułała się po ukraińskich wsiach, potem wróciła do Lwowa. Podczas apelów w fabryce Szwarca, w której pracowała, komendant Fritz Gebauer przeprowadzał selekcje. Ponownie postanowiła uciec z miasta. Przenocowała w polu, potem przez kilka dni ukrywała się w lesie.

Bella Lerman:

Kiedy nie miałam już co do jedzenia udałam się do wioski. Weszłam do jakiejś chałupy i tam przyjęli mnie do roboty, ale po kilku dniach zorientowali się, że jestem Żydówką i musiałam odejść. Ukrywałam się w zbożu. Potem udałam się do wsi Siemianówka. Po drodze zatrzymał mnie jakiś Ukrainiec i chciał mnie zaprowadzić na posterunek. Oddałam mu ostatni grosz i znowu poszłam w zboże. Kiedy głód mi zaczął zbytnio doskwierać udałam się do wsi. Poszłam do księdza. Nakarmił mnie, ale do pracy wziąć nie chciał gdyż bał się o własną skórę. Znowu ukrywałam się w polu. Musiałam znowu udać się na poszukiwanie jedzenia. Przepędzana i szczuta postanowiłam nie iść więcej do wsi. Żywiłam się jarzynami, które zrywałam w polu, kiedy przyszła pora znów musiałam wyjść ze zboża i poszłam w kartofle. […] Podkradłam się do wsi i ukryłam się w jakiejś stodole, w której przesiedziałam 6 tygodni, od czasu do czasu wychodziłam z ukrycia, by pójść do księdza po chleb. Po tym odkryto mnie, musiałam uciec. Byłam bosa i obdarta, a była już późna jesień. I mrozy. Byłam już zupełnie zrezygnowana, a w końcu znalazłam stodołę, w której ukrywałam się przez kilka tygodni. Gospodarz wiedział, zdaje się, że się tam ukrywam, ale milcząco się zgodził. Wiejskie dzieci mnie wytropiły i kiedy do wsi przyszli Niemcy musiałam opuścić wieś. Od jakiejś kobiety dostałam kawałek chleba. Ukryłam się w pustej chacie w polu, lecz okazało się, że w sąsiedztwie mieszkali jacyś ludzie. Wróciłam do wsi. Wartownicy mnie złapali. Byłam pewna, że to już koniec. Zamknęli mnie w jakiejś izbie. Prosiłam, by mnie puścili, zgodzili się pod warunkiem, że opuszczę wieś. Znowu ukryłam się w jakiejś stodole. Tak przemęczyłam się przez całą zimę, z wiosną poszłam z powrotem w pole. Był to już rok 1944. Przetrwałam jakoś tak do wkroczenia Czerwonej Armii.

. . .

“Przerwane życie. Losy płocczanek podczas II wojny światowej i Holokaustu” to cykl tekstów na JewishPlock.eu, w których w dniach 22 lutego – 1 marca 2022 r. przypomnimy historie żydowskich kobiet związanych z Płockiem – tych, które urodziły się w naszym mieście, ale także tych, które były tu tylko na chwilę. Kobiet odważnych, wytrwałych, mądrych, silnych i troskliwych. Kobiet, które walczyły o przetrwanie swoje i najbliższych im osób. Opiekowały się dziećmi, sierotami i osobami starszymi, zdobywały jedzenie, opatrywały rannych, angażowały się w walkę zbrojną. Pracowały ponad siły w nazistowskich obozach pracy przymusowej. Przedstawimy sylwetki i wspomnienia kobiet, które przetrwały Holokaust. Przypomnimy płocczanki, które zginęły w obozach zagłady. Czasami jedynym ich śladem jest dziś pojedynczy zapis w dokumentach archiwalnych…

Projekt realizuje Fundacja Nobiscum w ramach obchodów 81. rocznicy likwidacji płockiego getta.



error: