Zofia Pakuła
Zofia Pakuła z domu Graubart była córką Abrama Nusena vel Natana (ur. 1886) i Chaji (ur. 1891). Miała starszą siostrę Jadwigę (ur. 1918). Rodzina Graubardów mieszkała przy ulicy Sienkiewicza 8. Natan Graubard był kupcem zbożowym, właścicielem składu nasion oraz nieruchomości przy ulicy Kwiatka 42. O historii życia Zofii Pakuły, która przeżyła wojnę i została cenioną lekarką pisze jej syn Andrew:
Jak wielu przeciwnościom losu można stawić czoła i mimo tego zatriumfować? Zofia Graubart Pakuła urodziła się w żydowskiej rodzinie w Płocku 13 grudnia 1919 r. W trakcie porodu straciła matkę. To z powodu tej ogromnej tragedii zawsze chciała zostać lekarzem i leczyć ludzi. Podczas gdy inne małe dziewczynki bawiły się ich lalkami, Zofia udawała, że je operuje i zakłada im bandaże. 1 września 1939 r. nazistowskie Niemcy zaatakowały Polskę i, podobnie jak wielu innych, Zofia, jej ojciec, macocha, dwaj przyrodni bracia i jej narzeczony, absolwent mikrobiologii Roman Pakuła (biogram Romana Pakuły – link), uciekli na Wschód. Osiedlili się we Lwowie, niegdyś polskim mieście później wchłoniętym przez Związek Radziecki. Zofia i Roman pobrali się 10 stycznia 1940 r.
Po zerwaniu przez Hitlera paktu ze Stalinem i inwazji na Związek Radziecki w czerwcu 1941 r. Lwów nie był już bezpiecznym miejscem. Rodzina ojca Zofii nie mogła uciec i została zamordowana przez nazistów. Roman został wcielony do armii radzieckiej i walczył w kilku bitwach, w tym w decydującej bitwie pod Stalingradem. Zofia, uzbrojona w biegłą znajomość niemieckiego i fałszywe dokumenty na nazwisko Pakulska, postanowiła zaryzykować i wrócić do Warszawy. Jak wielką ironią było to, że język, który kiedyś kochała, język Heinego, Goethego i Schillera, stał się językiem tych, którzy zamordowali jej rodzinę, choć również bardzo pomógł jej przetrwać wojnę.
Pod okupacją hitlerowską firmy należące do Żydów, a później także Polaków, zostały skonfiskowane i przekazane polskim obywatelom pochodzenia niemieckiego. Dzięki doskonałej znajomości języka niemieckiego, Zofia znalazła pracę jako administrator w fabryce wyrobów pończoszniczych. Jej życie w Warszawie było koszmarem. Ciągle towarzyszył jej głód, patrzyła w okna piekarni i wyobrażała sobie, że je chleb, na który nie było jej stać. Widziała Żydów wyłapywanych i zabijanych. Widziała młodego żydowskiego chłopca zabitego przez nazistę, który roztrzaskał mu głowę o ścianę, wielokrotnie nią uderzając. Posiadała jednak gwarantującą w większym stopniu przeżycie łatę z literą “P” dla Polaka, zamiast narażającej na śmierć żółtej gwiazdy Dawida, jakie nosili Żydzi. Spędzała każdą chwilę w obawie przed wykryciem. Była niesamowicie odważna.
Życie wtedy było niezwykle trudne, a potem, jesienią 1943 r., choć wydawalo się to niemożliwe, sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu. Ktoś z Płocka, napędzany wyłącznie nieuzasadnioną nienawiścią, zauważywszy Zofię z jej literą “P “podjął decyzję o odebraniu jej prawa do życia i poinformował gestapo. Nigdy się nie dowiedziała, kto to był. Miała szczęście ponieważ gestapo poszukiwało jej, gdy akurat była w pracy. W tym czasie mieszkała u dwóch kobiet, których mężowie, byli oficerowie polskiej armii, trafili do Auschwitz. Kobiety podały nazistom kompletnie nieprawdziwy i mylący opis jej wyglądu. Zofia, zupełnie nieświadoma, że jej życie jest w niebezpieczeństwie, wróciła do domu mijając dwóch Niemców czekających w pobliżu. W środku przyjaciele poradzili jej, by opuściła Warszawę, ukryła się w pobliskim lesie i tam znalazła sposób, aby skontaktować się z ruchem oporu. Ponad dwa tygodnie spędziła w lesie – młoda kobieta, zupełnie sama, przerażona, głodująca, obawiająca się, że jej mąż i rodzina już nie żyją.
Partyzanci powiedzieli Zofii, że powinna udać się na stację kolejową i zgłosić się na ochotnika do pracy dla Niemców. Ponieważ naziści byli bardzo skrupulatni, poradzono jej, by sama zmieniła miejsce docelowe, do którego zostanie przydzielona, i aby zadbała w tym celu o gumkę i ołówek. Wymazała w ten sposób Monachium i wpisała Wiedeń. W Wiedniu wykonywała bardzo ciężką pracę i wraz z grupą kobiet, głównie Greczynek, starała się sabotować niemieckie wysiłki wojenne. Nadal głodowała. Kiedy armia radziecka wyzwoliła Wiedeń wiosną 1945 r., kobiety próbowały wyglądać i ubierać się jak staruszki, aby uniknąć gwałtu. Chociaż w końcu była bezpieczna, przeżyła jeszcze prawie śmiertelny przypadek tyfusu. Pamiętała, jak lekarz z Czerwonego Krzyża macha tylko ręką, dając do zrozumienia, że nie przeżyje choroby.
Zofia nigdy nie wspomniała o jednym zdarzeniu, które ujrzało światło dzienne jakiś czas po wojnie. Roman dowiedział się o nim, kiedy z Wiednia nadesłana została paczka zawierająca piękne zabytkowe ozdoby i list od mężczyzny dziękującego Zofii za uratowanie mu życia. Był starszym człowiekiem, dozorcą w fabryce, w której pracowała, i starał się pomagać głodującym pracownikom. Już po wyzwoleniu, radziecki żołnierz w jakiejś sytuacji zobaczył tego Niemca i wycelował w niego karabin. Zofia zasłoniła go wtedy swoim ciałem, po czym zainterweniował radziecki oficer.
Po powrocie do Polski, poczuciu ogromnego bólu po stracie jej rodziny towarzyszyła radość z przetrwania Romana i wiadomości, że jej siostra Jadzia jest bezpieczna w Palestynie. Zofia była teraz zdeterminowana, aby spełnić swoje marzenie i zostać lekarzem. Gdy tylko pozwoliły na to okoliczności, rozpoczęła naukę w warszawskiej szkole medycznej i ukończyła ją w 1959 r. Specjalizowała się w reumatologii. Po pierwszym przypadku, gdy zmarła jej pacjentka, nie mogła przestać płakać. Zawsze otrzymywała kwiaty i czekoladki od wdzięcznych pacjentów. W 1963 roku spędziła prawie rok w Paryżu, prowadząc badania nad chorobami reumatycznymi serca u dzieci, pracując i mieszkając jak Francuzka.
W 1964 r. Roman, szanowany specjalista w swojej dziedzinie, otrzymał ofertę pracy z Connaught Medical Research Laboratories w Toronto. Wkrótce potem dołączył do Wydziału Mikrobiologii na Uniwersytecie w Toronto jako profesor, a później kierownik wydziału. Kilka miesięcy później Zofia i ich syn Andrew dołączyli do niego w Kanadzie. Aby uzyskać licencję na praktykę lekarską w Kanadzie, Zofia musiała zdać serię trudnych egzaminów z nowego języka. Będąc już wtedy po czterdziestce, przez ponad dwa lata ciężko pracowała jako rezydentka, czasami na dobowych dyżurach razem z ludźmi o dwadzieścia lat młodszymi. W tym czasie mniej niż połowa przeszkolonych lekarzy z zagranicy spełniała surowe wymagania. Zmieniła wtedy swoją specjalizację na pracę z osobami z trudnościami rozwojowymi i ich rodzinami i podjęła pracę w Surrey Place Centre. Ponadto przeprowadziła oceny psychiatryczne około trzystu osób, które przeżyły Holokaust, oceniając ich utratę zdolności zarobkowych z powodu wojennych prześladowań. Jej raporty zostały wykorzystane przez rząd niemiecki do ustalenia wysokości emerytur wypłacanych ofiarom. Pacjenci zawsze byli jej wdzięczni i jeszcze kilka lat po przejściu na emeryturę otrzymała telefon od matki jednego z nich, która powiedziała: „Pani doktor, uratowałaś mi życie i modlę się za ciebie każdego dnia”.
Roman zmarł w 1986 roku. Nawet po ukończeniu sześćdziesięciu pięciu lat Zofia kontynuowała pracę dziewięć miesięcy w roku przez pięć lat, jedynie zimy spędzając na Florydzie. Na emeryturze swój czas poświęcała na filmy, książki, koncerty, grę w brydża i scrabble. Zawsze spacerowała tak daleko, jak mogła – czy to dziesięć kilometrów dziennie na Florydzie ze swoimi przyjaciółmi, czy później, gdy pozostały jej krótkie spacery z częstymi przerwami, ze swoim chodzikiem i opiekunem w cudowne jesienne dni, jeszcze przed atakiem choroby. W ostatnich latach nękała ją bowiem ciężka przypadłość. Radziła sobie z nią tak, jak przeżyła całe swoje życie – z ogromną gracją, siłą i odwagą.
Niezależnie od okoliczności zawsze robiła, co tylko było w jej mocy. Ludzie, którzy ją poznawali, pozostawali z nią potem w stałym kontakcie. Jej zamiłowanie do dobrej zabawy i poczucie humoru czyniły ją duszą towarzystwa. Zawsze była miła, ofiarna i troskliwa. Stawiała czoła najgorszym trudom z uśmiechem, który zawsze bardzo mnie wzruszał. Była najlepszą matką, jaką ktokolwiek mógłby sobie wymarzyć.
Andrew Pakula
Dr Zofia Pakula. 13 grudnia 1919 r. – 10 października 2010 r.
Zredagowany fragment laudacji dla dr Pakuły
autorstwa jej syna, lipiec 2012 r.
Tłumaczenie: Piotr Dąbrowski