Hanka Borensztejn urodziła się 11 maja 1920 roku w Płocku. Jej ojciec – Kos Borensztejn, syn Chaima Mortki i Nechamy z domu Koral, pochodził z Płońska. Matka Hanki miała na imię Estera – była córką Dawida Tewela i Sury małżonków Cylich. Po jej śmierci w roku 1928, Kos Borensztejn ożenił się ponownie z Esterą Ruchlą Głogowską z domu Minc (w 1931 roku). Hanka należała do młodzieżowej organizacji syjonistycznej Akiba. Przed wojną pracowała jako biuralistka. W czasie okupacji zajmowała się szmuglem żywności.
Hanka Borensztejn:
Latem 1939 roku wszyscy mówili o nieuniknionej wojnie. Zaopatrywano się w gazowe maseczki, w produkty żywnościowe, przypominano sobie ciężki los Żydów niemieckich, ale nikt, nikt nie mógł przewidzieć strasznych konsekwencji drugiej wojny światowej, ani tej bezcelowej, nieludzkiej zagłady przeszło trzech milionów Żydów europejskich. W Płocku tego lata atmosfera była przygnębiająca. Co robić nikt nie wiedział i gdy tylko radio przyniosło nieszczęsną nowinę o ataku niemieckim, mrowisko ludzkie zalało drogi i dróżki w różnych kierunkach, aby tylko uciec. Gdzie? Do kogo? Pierwsi żołnierze niemieccy wkroczyli do na wpół opustoszałego miasta. Na pozór nic drastycznego nie było widać i powoli uciekinierzy zaczęli powracać, przynosząc nowiny o pierwszych ofiarach nieszczęsnej wędrówki. Wtedy słyszałam, jak deszcz kul z karabinów samolotowych siekał bezbronnych obywateli na otwartych drogach, burzone domy grzebały żywcem ludzi i w ogólnym chaosie wiele tragedii powstało po to tylko, aby wkrótce o nich zapomnieć wobec większych i straszniejszych, które z czasem nastąpiły.
Kos Borenstein mieszkał na Nowym Rynku, miał hurtowy skład towarów włókienniczych. W chwili wybuchu wojny był w podeszłym wieku, nie chciał opuścić mieszkania i nie dał się unieść ogólnej histerii. Jego postawa powstrzymała również Hankę od bezcelowej wędrówki. Dwie starsze siostry Hanki (obie z zawodu pielęgniarki) Stefa i Róża oraz brat Wolf przebywali w Warszawie. Po pewnym czasie Hanka dowiedziała się, że Niemcy dają przepustki na opuszczenie miasta. Stanęła w długiej kolejce czekając na upragnioną przepustkę. Urzędnik usłyszawszy jej nazwisko od razu odmówił – Żydom nie wolno było wędrować. To było jej pierwsze spotkanie z Niemcami. Dowiedziała się wówczas, że nie wolno jej pokazać światu zewnętrznemu, że jest Żydówką. Normalna komunikacja z Warszawą była przerwana. Most był uszkodzony, nie kursowały statki i autobusy. Niepokój o rodzeństwo nie dawał Hance spokoju. Pewnego dnia wyszła na rynek i zobaczyła młodego chłopa. Zapytała, czy za dobrą zapłatą zabrałby ją razem z koleżanką (Felą Wolrat) do Warszawy. Chłopak zgodził się, wzięła trochę żywności, worki z chlebem i pojechała. W Warszawie woźnica zajechał na jedno z podwórek, nie chciał kontynuować podróży po mieście w poszukiwaniu bliskich Hanki. Jej przedsiębiorczość nie dała jednak za wygraną – znalazła wózek na dwóch kółkach od jarzyn, przerobiła go na rikszę i tak zajechała na ulicę Zielną, gdzie znalazła swoje siostry.
Hanka Borensztejn:
Teraz nastąpiło nieoczekiwane zjawisko, które pchnęło mnie na nową drogę kariery handlu i szmuglu wojennego. Chleb, za który płaciłam 20 groszy w Płocku został rozchwytany po 5 złotych, tak samo cukier, mąka i inne produkty. Zebrawszy trochę pieniędzy wróciłam do Płocka, po to aby natychmiast wrócić z dużo większym zapasem.
Zimą wciąż wędrowała między Płockiem a Warszawą. Gdy jeden z transportów z mąką i cukrem został zatrzymany i skonfiskowany przez żandarmów niemieckich, Hanka wykupiła się za kawałek masła i wróciła do Warszawy. Zatrzymała się u swoich polskich przyjaciół, dwóch sióstr, które mieszkały w Płocku przed wojną. Wraz z Hanią i Stasią oraz ich ojcem kontynuowała szmugiel. Kiedy zamieszkała z siostrami w żeńskim internacie, postanowiła przewieźć osobiste rzeczy z domu.
Hanka Borensztejn:
Kursowały już wtedy statki, ale bilet można było otrzymać po okazaniu osobistej legitymacji. Ja nie miałam żadnego dowodu, więc liczyłam tylko na to, że Hania dostanie bilet dla mnie również. W międzyczasie, gdy byłam sama w kabinie, nastąpiła rewizja niemiecka i żądano dowodów. Ja oczywiście nie mogłam nic pokazać, więc zabrano mnie do Gestapo, które mieściło się w budynku szkoły Rościszewskiej. Wzięłam ze sobą tylko walizkę z rzeczami osobistymi, a raczej żołnierz ją zabrał. Gdy przestąpiłam próg pokoju, okropny widok sprawiedliwości niemieckiej przesunął się przed moimi oczyma. Obszerna sala wypełniona cywilną ludnością, pośrodku biurko, gestapowiec ze szpicrutą i tłumacz. Ludzie z podniesionymi rękoma byli zwróceni twarzą do ściany i po kolei byli wzywani do biurka na przesłuchanie. Gdy gestapowiec mnie zauważył i zapytał się, co ja tu robię, zrobiłam niewinną minę i odpowiedziałam tym samym pytaniem – ja chcę wiedzieć, po co mnie tu przyprowadzono. To go zbiło z tropu, podał mi krzesło i kazał zaczekać na kolegę, który mnie zaaresztował. Po kilku chwilach zostałam wezwana do drugiego pokoju. Tam był tłumacz, gestapowiec i… moja otwarta walizka pełna ubrań i książek w języku francuskim, angielskim, niemieckim i łacińskim. Pytania zaczęły się sypać szybkie i krótkie – dziwny spokój mnie opanował i umysł pracował z wyrafinowaną precyzją. Nazwisko, wiek, adres, zawód, rodzice – wszystko wychodziło z moich ust chłodno, logicznie i bez namysłu. Gestapowiec rzucał się po pokoju jak dzikie zwierzę, nie chciał wierzyć, ale mój zimny spokój go przekonał. Dowiedziałam się od tłumacza, że jestem oskarżona o szpiegostwo (moje książki), ale mam szczęście i dostanę przepustkę do miejsca zamieszkania. Tak się też stało. Z wielką ulgą zebrałam manatki i czym prędzej się wyniosłam szczęśliwa z otrzymania tak ważnej przepustki. Tym razem postanowiłam jechać koleją i w swej naiwności nie mogłam przewidzieć, ile jeszcze zmartwień ta przepustka mi przyniesie. W Kutnie była granica i trzeba było kupić drugi bilet. Nie chciano sprzedać mi biletu i gdy wreszcie po długich przemowach i staraniach uzyskałam go, musiałam i tak wyjść z pociągu, bo rewizja niemiecka nie chciała uznać ważności przepustki z Gestapo. O ironio losu – tym razem żądano przepustki od burmistrza. Zrozpaczona stanęłam przed pociągiem i zaczęłam się zastanawiać, co dalej robić. W tym momencie nadszedł oficer niemiecki i dowiedziawszy się o mojej przygodzie kazał mi wsiąść z powrotem do pociągu, jak tylko rewizja przejdzie. Tak też zrobiłam i bez dalszych przygód dobrnęłam do Warszawy…
Hanka Borensztejn przeżyła II wojnę światową na aryjskich papierach.
(wspomnienia Hanki Borensztejn w zbiorach Yad Vashem)
. . .
“Przerwane życie. Losy płocczanek podczas II wojny światowej i Holokaustu” to cykl tekstów na JewishPlock.eu, w których w dniach 22 lutego – 1 marca 2022 r. przypomnimy historie żydowskich kobiet związanych z Płockiem – tych, które urodziły się w naszym mieście, ale także tych, które były tu tylko na chwilę. Kobiet odważnych, wytrwałych, mądrych, silnych i troskliwych. Kobiet, które walczyły o przetrwanie swoje i najbliższych im osób. Opiekowały się dziećmi, sierotami i osobami starszymi, zdobywały jedzenie, opatrywały rannych, angażowały się w walkę zbrojną. Pracowały ponad siły w nazistowskich obozach pracy przymusowej. Przedstawimy sylwetki i wspomnienia kobiet, które przetrwały Holokaust. Przypomnimy płocczanki, które zginęły w obozach zagłady. Czasami jedynym ich śladem jest dziś pojedynczy zapis w dokumentach archiwalnych…
Projekt realizuje Fundacja Nobiscum w ramach obchodów 81. rocznicy likwidacji płockiego getta.